20 listopada 2022

Pierwszy śnieg

Wygląda na to, że wróciłam do domu w samą porę. Zimno i mokro, choć przyśnieżyło ładnie.


Co nie znaczy, że wszystko wróciło do normy. Nie potrafię się przystosować. Wstyd się przyznać, ale musiałam sięgnąć po... kapsułki uspokajające. Już sama nie wiem: czy ja jestem kotka działkowa, czy domowa? Lusia jest uniwersalna, ja niestety nie. Tęsknię za przestrzenią i wolnością, co komunikuję zdecydowanie zbyt głośno. No nic, powoli się przyzwyczaję. Byle do wiosny...

A tymczasem na działce zimowy sezon stołówkowy otwarty. Pojawili się stali bywalcy – dzięcioł,

sikorki
i rudzik.

Dumnie powiewają ośnieżone pióropusze naszych traw.

Ozdobne rośliny ozdobnie (i już świątecznie) zabezpieczone.



17 listopada 2022

Dzień Czarnego Kota

 Hello, dziś moje święto. Czekam na życzenia ;)


14 listopada 2022

Powrót do domu

Lusia wróciła pierwsza. Zanim ja dotarłam, zdążyła się porządnie wyspać w swoich ulubionych becikach.


W przeciwieństwie do mnie z powrotu jest zadowolona. A mi się wcale w domu nie podoba. Owszem, też chętnie pospałam w ciepełku, 

ale... na jesiennych liściach też nie było źle.

A tu straszliwa nuuuda!


Poza tym bałagan tu mają na stole, ledwo się mieszczę. A to z kolei było zawsze moje ulubione miejsce. Nie pozostaje nic innego, jak wziąć się za porządki, żeby zapewnić sobie jaki taki komfort życia. Skoro już trzeba w tym więźniu zostać na zimę.

Na koniec wakacji spotkała mnie miła niespodzianka – przyszedł pożegnać się bytujący w pobliżu czarny kot, prawie mój bliźniak, tylko bez jednego oczka :(


Ostatni jesienny look na działkę.

Na niszczycielskie dzieło bobrów.

I na miłosne dęby w lesie.
Będziemy tęsknić :(

05 listopada 2022

Synchronizacja

Zobaczcie, jaki z nas zgrany duet :) Zwłaszcza przy miskach :)







01 listopada 2022

Październik

Rzeczywiście był piękny :) chwilami wręcz upalny. Dobrze, że zostałyśmy. Lada dzień wrócimy do domu, wszak żeby nie wiem jak zaklinać kalendarz, nieuchronnie zbliża się ZIMA. Zaabsorbowałyśmy więc max słońca, żeby starczyło do wiosny.

Lusia, jak już się fest wygrzała, zamiast sadzić tulipany
(ja się zresztą też do tego nie paliłam, skryłam się w... plecaku),

udała się na polowanie. Początkowo myślałam, że może wyczaiła jeża, bo kiedyś w tym samym miejscu go spotkałyśmy.
Ale nie. Jego zresztą pewnie by nie upolowała. Oto zdobycz!

Potem czyścioszka jedna pobiegła na myjnię.

Ja tam wolę tradycyjne formy biesiady, najchętniej na stole.


Ale trochę jej pozazdrościłam i pomyślałam, że może upoluję... wiewiórkę. Niestety, była za wysoko.

Tyle mojego, że sobie na nią z dołu popatrzyłam, podziwiając jej rozłożysty ogon. No my koty takich okazałych nie mamy :(

Zgodnie z tradycją były też halloweenowe akcenty. U nas skromnie,

ale u sąsiadów prawdziwie artystyczna instalacja.