Nawiedził nas... łoś, urządzając sobie kąpiel w działkowej fosie.
Oraz dobre znajome – kaczki mandarynki.
To tyle z działek. My jeszcze w domu. Czekamy na wyfrunięcie z gniazda muchołówkowych piskląt. A ja tymczasem przechodzę mały przegląd techniczny. Najpierw zostałam zataszczona na badanie krwi. No nie popisałam się, podrapałam naszą kochaną panią doktor :(( Teraz znów słyszę, że będę miała czyszczone ząbki. Brrr!!! Na koniec – szczepimy się. Podobno tubylcy padają jak muchy na panleukopenię. Prawdziwa kocia pandemia. Do tego zagrożenie wścieklizną.
Więc dopiero odpowiednio zabezpieczone pojedziemy na wakacje. Prawdopodobnie w połowie czerwca. Ale wtedy to już poszalejemy!
A na pocieszenie: makowe poletko i kiść bzu.