U nas sama geriatria, więc z roku na rok coraz skromniej. Ale symboliczne akcenty są. I na działce,
i w domu.
Kiedyś bywało wesoło, dyniowo/pomarańczowo,
a na koniec… smakowicie.Ale wtedy była Pierwsza Mama, teraz nikt nie potrafi tak rzeźbić w dyni ☹ Pamiętam, jak Lucek z Maćkiem pomagali. Czy raczej robili bałagan, aż w końcu się pobili. Ja grzecznie asystowałam.W tym roku sąsiedzi zrobili halloweenowego psikusa. Nasz człowiek solidnie się przestraszył, wychodząc z domu.
My bałyśmy się wyjrzeć za drzwi, a Lusia – niby taka odważna i ciekawska – na wieść, że na klatce są strachy, myknęła za zasłonkę i udawała, że śpi.Dla estetycznej równowagi: nasza najbujniejsza działkowa trawa, zmieniła barwy (koloryt nawet pasuje na dziś) i już posiwiała na zimę.
Bujnie wyrosły też grzybki – halucynogenne może? Ale i tak wolimy kocimiętkę…
Na koniec niespodzianka – pojawił się stary przyjaciel rudzik. Zawsze u nas zimuje.