Nie
jest to nasza ulubiona pora roku, ale skoro przetrwałyśmy to nieudane (z naszej
perspektywy) lato, pokonamy też, mam nadzieję, jesienno-zimową nudę.
Pogoda
zmienia się jak w kalejdoskopie. Tak wyglądała nasza najwspanialsza trawa jeszcze
niedawno,
a tak
po pierwszych opadach śniegu. Bardziej przypomina... naleśnik? gofra?
Jeszcze
jedno wspomnienie przepięknych jesiennych barw – nasz klon palmowy.
Mieliśmy
też na działce trochę prac porządkowych, w tym wreszcie fachowe przycięcie
starej jabłoni. Może i teraz nie wygląda oszałamiająco, ale ostateczny efekt
ocenimy na wiosnę. Są też inne plany, ale na razie nie zapeszam.
W domu
jak to w domu. Lusia głównie się wygrzewa. To na kaloryferku,
to
przy termoforku.
Ja też
bym chciała, tylko kaloryfer wąski, za bardzo się nie mieszczę, więc popatruję ze smutkiem i zazdrością.
Ale grzejemy
się też wzajemnie. I tak jest najlepiej i najbardziej naturalnie.
Lusia,
jak już się wygrzeje, zagląda do kuchni. A nuż coś dobrego podadzą?
A na
koniec dwie fotki z kultowej serii „Wypłosze”.